Etain
Starożytna
Dołączył: 28 Lut 2008
Posty: 969
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 13:35, 15 Mar 2008 Temat postu: Przypadki likantropii |
|
|
"font-weight: bold">Na samym początku chcę zaznaczyć, że materiały które tutaj zamieszczam pochodza z pewnej stronki internetowej. Niestety nie pamietam adresu gdyż pobrałam te info dość dawno więc jeśli komuś uda sie dotrzeć do źródła to proszę o podanie mi go a ja je umieszcze pod artykułem.
Na razie zameiszczasm tutaj jeden przypadek, z racji z tego iż jest dość długi. Jeśli wam sie temat spodoba to będe tu dawać kolejne "http://picsrv.fora.pl/images/smiles/gear_wink2.gif" alt="Wink" border="0" /> </span>
Proces wytoczony w Polignie, we Francji, przeciwko Pierre'owi Bourgotowi i Michelowi Verdungowi jest jednym z najsłynniejszych likantropijnych procesów. Przewodniczył mu brat dominikanin Joan Bodin. Johan Wier (Weyer, Wierus; 1515-1588), obrońca czarowników, twierdził, że zeznania te były wymuszone. Jednak oskarżeni zostali skazani na stos i spaleni ku wielkiej uciesze Bodina.
Pierre zeznał, iż około dziewiętnastu lat wcześniej, w tym samym dniu, w którym odbywał się w Poligny targ, nad miasteczko nadciągnęła tak gwałtowna i szalejąca burza, że nie tylko sam targ został zniszczony, lecz także trzody, których doglądał, rozproszyły się we wszystkich kierunkach i zupełnie nie wiedział, gdzie mógłby je odnaleźć. Próbując zatem wraz z pozostałymi mieszkańcami odszukać i zebrać zagubione stada, zabłąkał się sam jeden w pewne miejsce. Tam spotkał na drodze trzech czarnych jeźdźców ubranych w czarne szaty. Ostatni z nich spytał go: "Przyjacielu, dokąd idziesz? Wydajesz się czymś mocno strapiony". "To prawda" odrzekł Pierre "a powodem jest fakt, że podczas tej szalonej i burzliwej nawałnicy owce rozpierzchły mi się to tu, to tam i zgubiły, a ponieważ nie widzę żadnej nadziei na ich odzyskanie, upadłem zupełnie na duchu". Ów jeździec zakazał mu się załamywać, obiecując, że jeśli tylko zawierzy mu i zostanie jego sługą, już nigdy więcej jego stado nie zostanie napadnięte przez wilki czy inne bestie, nie poniesie też żadnej szkody i nie zdechnie ani jedna z jego owiec. Następnie dodał, aby pozyskać jak największe zaufanie, iż znajdzie zagubione owce; poza tym obiecał, że da mu trochę pieniędzy. Pierre przystał na te warunki, przyrzekając, że powróci w to samo miejsce za cztery, pięć dni. Dlatego też podjął na nowo poszukiwania w towarzystwie wieśniaków, odnalazł stado, które tropił, i po czterech dniach powrócił w to samo miejsce, gdzie spotkał jeźdźca. Ów zapytał Pierre'a, czy zdecydował się zostać jego sługą, a kiedy ten ze swojej strony chciał wiedzieć, z kim ma do czynienia, ów odpowiedział: "Jestem sługą wielkiego szatana z Piekieł, lecz nie lękaj się tego". Tak więc Pierre ofiarował swoje usługi demonowi pod warunkiem, że dochowa on obietnicy opieki nad jego stadami i zapewni mu inne dobrodziejstwa. Jeździec zatem nakazał mu przestać wierzyć w Boga, Dziewicę Marię i wszystkich świętych, którzy zamieszkiwali raj, w chrzest i bierzmowanie. Uczyniwszy to, dał mu do ucałowania lewą dłoń, która była czarna i zimna, jak gdyby należała do umarłego. Pierre padł na kolana i odkrywszy głowę, oddał hołd Szatanowi, nazywając go swym panem. Nie powstrzymał się nawet od odmówienia wyznania wiary. W ten sposób na dwa lata oddał się w służbę diabłu i nie przestępował progu kościoła inaczej niż pod koniec mszy lub przynajmniej po błogosławieństwie wodą święconą, którą nie chciał być pokropiony. Postępować w ten sposób nakazał mu jego nauczyciel, który, pozostawiając do tej pory swe imię w ukryciu, zdradził mu je nareszcie, a brzmiało ono Moyset. W tym czasie Pierre nie był informowany, w jaki sposób mogła byc chroniona jego klacz, ale wydawało się, że diabeł wywiązuje się jedynie z zadania obrony owiec: jeżeli kiedykolwiek atakowały je wilki, to nie wyrządzały im one żadnej szkody. Z biegiem czasu, prawdę mówiąc, uwolniwszy się od zajęcia pasania owiec, Pierre z łatwością począł zaniedbywać diabelskie nakazy, uczęszczał do kościoła, odmawiał wyznanie wiary. Tak postępował przez jakieś osiem czy dziewięć lat, aż do czasu, gdy ponownie wezwany przez Michela Verdung w tym samym miejscu do posłuszeństwa wobec swojego mistrza, zgodził się na to pod jednym warunkiem: aby nauczyciel dał mu, tak jak obiecywał, pieniądze.
W tym celu spotkali się pewnego wieczora w jakimś lesie w okolicach Chastercharlon, gdzie Pierre ujrzał innych nieznajomych prowadzących tańce i włączających się w nie. Zobaczył także w czyichś rękach zieloną świecę, z której promieniowało ciemnoniebieskie światło. Wśród wielu różnych rzeczy, które przyrzekł mu Michel, znajdowała się również obietnica, iż jeżeli tylko przyłączy się do jego wiary, będzie mógł za każdym razem, kiedy tego zapragnie, biegać z niezwykłą lekkością. Pierre przystał na to jedynie pod warunkiem, że obietnice te zostaną dotrzymane i dostanie pieniądze. W przeciwnym razie, jak powiedział, pomyśli, że wszystko to jest tylko oszustwem. Michel przyrzekł, iż zatroszczy się o ogromną ilość pieniędzy dla niego. Później natarł rozebranego ze swego ubrania i nagiego Pierre'a maścią, którą przyniósł ze sobą. Wtedy Pierre stwierdził, że natychmiast przemienił się w wilka, i grozą przejął go widok jego kończyn pokrytych sierścią i zamienionych w wilcze łapy. Mimo strachu stwierdził, że biega szybciej od powiewu wiatru, czego nie mógłby dokonać bez pomocy dzieła jego mistrza, które pozwalało mu się unosić. Niedługo potem i jego mistrz poderwał się do lotu, aby dokonywać napadów, chociaż Pierre nie widział go, dopóty nie został mu przywrócony ludzki kształt. [...] Po upływie około dwóch godzin od owej metamorfozy, natarci maścią na nowo przez Michela, w mgnieniu oka powrócili do swojego dawnego kształtu. Maść otrzymali od mistrzów, czyli od Michela Guilemin i od Moyseta, mistrza Pierre'a. Gdy tylko zmęczony biegiem Pierre mógł, choć z trudem, utrzymać się na nogach, udał się wprost do swego mistrza, aby ponarzekać. Ten odpowiedział mu, iż nic się nie stało, i natychmiast zajął się jego leczeniem.
Zdarzyło się, że pewnego razu Pierre, namaszczony z rozkazu Michela i zamieniony w wilka, chwycił zębami sześcio- czy siedmioletniego chłopca, aby go zagryźć na śmierć, lecz krzyki i hałasy zmusiły go do ucieczki; wrócił do miejsca, gdzie pozostawił swój ubiór, i tam, według wskazówek Michela, odzyskał ludzki wygląd, nacierając się ziołami. Zeznał, iż razem z tymże samym Michelem nadal próbowali czynić podobne rzeczy oraz że pewnego dnia, pod postacią wilków, zabili jakąś kobietę zbierającą groch. W tymże czasie napotkawszy niespodziewanie pana de Chusnee i chcąc zabić równiez i jego, napadali na niego bez skutku wiele razy. Obydwaj zeznali, że będąc w stanie likantropii, zamordowali czteroletnią dziewczynkę oraz że pożarli ją w całości, z wyjątkiem jednego ramienia; zeznali też, iż podniebieniu Michela odpowiadało mięso, chociaż jadał je w niewielkich ilościach oraz że nie wpływało ono źle na żołądek Pierre'a, pomimo iż jadł je niemal bez przerwy. Przyznali się do poderżnięcia gardła pewnej dziewczynie, wypicia jej krwi i przegryzienia szyi; w ten sposób zamordowali swoją trzecią ofiarę, której wygłodniała paszcza Pierre'a wygryzła dziurę w brzuchu. Innym razem opowiedział Pierre o zabiciu ośmio- czy dziewięcioletniej dziewczynki w warzywniku, której Pierre przegryzł szyję. [...] Zeznał on ponadto, że zarżnął kozę na pobliskim polu należącym do Pierre'a Bongre, przegryzł jej gardło i przeciął je nożem. Michel jako wilk bywał ubrany, Pierre natomiast nagi. Do zeznania dodali również i to, że zdarzało im się również obcować z wilczycami, z niemal tak wielką pożądliwością, jak gdyby obcowali z własnymi żonami. Poza tym wyznali, że dano im proszek o kolorze popiołu, który wtarty w lewe ramię i rękę pozwalał im zniknąć, gdyby napotkali jakieś zwierzę.
I należy pamiętać, że częstokroć obaj przesłuchiwani na to samo pytanie odpowiadali w sposób pogmatwany i niezgodny ze sobą.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Etain dnia Sob 13:36, 15 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|